Strony

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Błotko z Morza Martwego od Danielle Laroche

Było sobie morze... wielkie, rozległe, tętniące życiem, a pośród mnogości pięknych ryb, żyły, jeszcze piękniejsze syreny...
A nieee! To nie ta bajka!

Był sobie mały Paradoks. Taki długi na około 76 km, a szeroki na max 16. Paradoks ten był niewielkim jeziorem, w dodatku bez połączeń z żadnymi oceanami, ale ponieważ słony był jak diabli, nazwano go Morzem. A kiedy okazało się, że nic nie jest w stanie w nim żyć, dodano mu drugi człon nazwy: Martwe.

I pewnie by sobie ta kałuża istniała spokojnie, owiana złą sławą i z piętnem swej nazwy, gdyby nie okazało się, że, paradoksalnie ;), Morze Martwe to istna kopalnia dla żywotności urody i zdrowia...

A żeby było jeszcze śmieszniej, w tym miejscu zapominamy o wszelkich wrzaskach naszych mam i babć z dzieciństwa:
- zostaw to błoto w spokoju i umyj się! jak ty wyglądasz?! to prosiaki taplają się w błocie!

... i za błoto, w dorosłym życiu płacimy... słono :P

A dlaczego? Już wyjaśniam na przykładzie:

DEAD SEA MUD - Danielle Laroche



OPAKOWANIE:


Kiedy otworzyłam kartonik z Magicznych Indii, ta puszka była dla mnie ciekawym zaskoczeniem pośród pozostałych kosmetyków, wyglądających tak tradycyjnie, indyjsko. Tu trzymałam w dłoni śliczny, nowoczesny słoik z tworzywa, z aluminiową zakrętką, o etykietach pasujących bardziej do europejskiego spa z elementami medycyny kosmetycznej niż do izraelskiego kosmetyku z indyjskiego sklepu ;) Pewnie to "wina" importera, firmy L'biotica.


Pod zakrętką napotkałam foliową plombę gwarantującą sterylność produktu, a pod tym zabezpieczeniem - 500ml czyściutkiego, obiecującego świetną zabawę.. błotka :D [chrum chrum? ;)]
Parę tygodni później, mimo świetnie widocznego przez przezroczyste opakowanie, ubytku maski i wielokrotnego moczenia puszki, etykiety wciąż wyglądają bez zarzutu i kosmetyk wygląda równie elegancko na półce w łazience jak na początku.


Cena tego kosmetyku to 19,90 [czyli zaledwie niecałe 4zł za 100g], i możecie je znaleźć TUTAJ:  

SKŁAD:


Pomimo napisu "Magiczna kombinacja szwajcarskich składników i minerałów z Morza martwego"


 niezwykle prosty:


cudne błotko jeziorne w czystej postaci ;)
do tego nie testowane na zwierzętach... fajnie :) ale ponoć zwierz wpuszczony do Morza Martwego nie przeżyje. to się nie liczy? ;)

ORGANOLEPTYCZNIE:

 
Jak w dzieciństwie, tylko bez kamieni, trawy i szkieł ;D

Na  początku widzimy szarą lśniącą, gęstą "breję", pokrytą szarawym płynem. Bleeee... do tego ten zapach... jak mieszanina gliny i mokrego, szarego papieru toaletowego ;)
Jednak po wymieszaniu osadu z płynem, i przypomnieniu sobie jak "zapodają aromatem" porty nadmorskie, dochodzimy do wniosku, że niska moc zapachu, i brak w nim glonowo-rybnych nutek, na rzecz siarczkowej, potrafią wręcz być sympatyczne i obiecujące, nie wiem czemu, czystą skórę, albo, że Naczelna ma baaaardzo dziwne upodobania zapachowe połączone z brakiem węchu ;)

Natomiast ciekawe błotko jest w dotyku. Patrząc na trupioszary kolor, i połysk, wkładając weń dłoń, spodziewamy się czegoś śliskiego i obrzydliwego, a czujemy zimną i "tępą" masę, coś, jakby maksymalnie zmielony twardy pył kamienny, który czujemy też pod skórą rozcierając specyfik w palcach. Kompletnie inne uczucie niż przy glinkach. Bardzo intrygujące.
Równie ciekawie zachowuje się maska na ciele, ponieważ... nie pobiera ciepła ze skóry! Co prawda, po chwili przestaje być tak chłodna jak na początku, ale też nie robi się w żaden sposób cieplejsza. Jedynie powoli wysycha i zastyga, aż zaczynamy czuć się jak kamienny posąg, który przechodzi przyspieszony proces erozji...


 A kiedy "erozja" nastąpi [czyli zaschniemy i zaczniemy się sypać], błoto namaczamy i zmywamy dosyć łatwo :) ja używam do tego po prostu gąbki do twarzy [uwaga - brudzi]

DZiAŁANIE:



Morze Martwe, breja, trupi kolor, zimne, zapodające mokrym papierem toaletowym, do tego tym szarym... I takie coś mamy nakładać na twarz?
- fuuuj! - powiecie, po czym czym prędzej pobiegniecie szukać gdzie indziej pachnących, różowych saszetek w bajecznych kolorach. I to właśnie będzie błąd ;)

Bo, kiedy uwolnicie twarz i umysł spod twardej skorupki, Waszym oczom ukaże się iście posągowa skóra. Gładka, ze ściągniętymi porami, o świeżym, wyrównanym kolorycie, miękka i odżywiona. Do tego lekko napięta, ale nie ściągnięta w żaden przykry sposób. I to zarówno na twarzy, jak i na.. 4literach ;)


To moje pierwsze Dead Sea Mud. Pamiętam, jak pierwszy raz je nakładałam na twarz, siedząc ze znajomą na videorozmowie. Ona swoje, innej firmy, u siebie, i ja swoje  siebie. Zastanowiło mnie wówczas, że Ona narzekała na potworny smród mułu. Nie wiemy z Jasną do dziś, czy my lubimy "mułowy" zapach [ mi kojarzy się ze spa], czy "moje" błotko po prostu ma ten zapach tak delikatny i oczyszczony, że nie "zapodaje" aż tak jak inne.

 Podobnie, Cholera Jasna narzekała przy pierwszej aplikacji na mocne pieczenie.
Ja delektowałam się, łagodnym dla mnie, zabawnym szczypaniem, które z powodu chłodu, o którym pisałam wcześniej, w żaden sposób nie było dla mnie przykre. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.

 Za to obie, po zmyciu maski, miałyśmy widocznie spenetrowaną i dotlenioną skórę, bez zaczerwienień, a jedynie pobudzoną pod kątem krążenia. Jednak z powodu tego właśnie penetrowania skóry przez minerały, a w szczególności sole, radziłabym tym z Was, które mają mocne problemy z naczynkami, uważać z aplikacją na twarzy, aplikując błotko raczej na ciało czy skórę głowy. To świetny koktail dla cebulek włosowych, do tego o działaniu przeciwłupieżowym i odświeżającym, plus dotleniającym, a co za tym idzie, pobudzającym dożywienie i wzrost włosów.
A wypłukuje się bardzo łatwo, łatwiej nawet niż glinki.

Jedyne, na co bym ponarzekała, to to, że nawet to błotko nie jest sobie w stanie poradzić z nadprodukcją sebum przez moją skórę w te upały, ale w sumie, jak dotąd, nic nie jest w stanie ;)

Największy PLUS:  głęboka penetracja skóry, dożywiająca i dotleniająca, co czuć
Największy MINUS: wygląd / zapach - dla wrażliwców ;)


A Wy? Znacie? Kochacie? Nienawidzicie?
To błotko, czy inne z takich?
Chrum Chrum!! ;)

Cholera Naczelna

ps.: fakt, iż otrzymałam ten kosmetyk do testów od sklepu Magiczne Indie 
 
nie miał żadnego wpływu na moja ocenę.

34 komentarze:

  1. Uwielbiam to błoto <3
    I lubię to specyficzne mrowienie, to znak, że działa i to dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o właśnie, dokładnie :)
      kiedy nakładam na mordkę coś, co powinno drenować, oczyszczać, działać intensywnie w głębi, a nie czuję na skórze nic, to mam wrażenie, że nie działa, i zwykle, prócz nawilżenia, faktycznie niewiele takie kosmetyki oferują ;)

      Usuń
  2. Świetny kosmetyk :) Spodziewałam się strasznie wysokiej ceny -duże zaskoczenie :)
    Ostatnio stosuje swój pierwszy kosmetyk "błotny" - piling od bingospa , też bardzo fajnie się sprawdza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też ceną byłam zaskoczona. byłam PEWNA, że jest na poziomie 38-42zł... a tu taka miła niespodzianka! :)

      na ten peeling to muszę do Ciebie zajrzeć, bo bingo nieustannie mnie zaskakuje ;)

      Usuń
  3. Jeszcze nie znam, ale z chęcią to zmienię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nie znałam wcześniej, i bardzo się cieszę, że uległo to zmianie :)

      Usuń
  4. Chętnie sobie zafunduję takie małe spa, zarówno działanie jak i cena zdecydowanie zachęcają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. daj znać o odczuciach zapachowych. niezmiernie mnie intryguje, czy to Laroche ma tak łagodny i oczyszczony aromat, czy ja dziwne rzeczy lubię ;D

      Usuń
  5. Nie znam tego błotka i nie wiem czy troszkę bym się go nie obawiała na twarzy ze względy na naczynka, poza tym z tego co piszesz super:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem Ci szczerze, że ja mając naczynka bym nakładała je śmiało. w życiu nie określiłabym tego mrowienia jako mocne, tak jak Jasna. i nie rozumiem jej odczuć.

      a z drugiej strony, fajnie byłoby gdyby było takie błotko ostrzejsze, bo na tyłeczku bym była pewna, że się przegryzie przez cały cellulit, aż do kości ;)

      Usuń
  6. Lubię błotne maseczki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przypominam sobie na moje twarzy innego błota jak tego kałużowego z podwórka będąc dzieckiem. Czas to zmienić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, szkoda, że to podwórkowe tak nie działa, prawda? ;)

      Usuń
  8. Takie błotko to świetna sprawa :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej! Ależ świetne błotko :D Chętnie bym się w takim pobabrała :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jeszcze nigdy nie miałam błotnej maseczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja wcześniej też :D
      a teraz "przepadłam" na ich rzecz ;)

      Usuń
  11. Mam coś podobnego i uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedyś pójdę z torbami przez czytanie takich postów. Zamieszkam pod mostem i będziecie mnie dokarmiać, bo zasiłek też wydam na kosmetyki.
    A serio, mam inne błocko i bardzo sobie je chwalę. Tudzież ono czerwieni mocno. Może warto porównać z innym produktem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, a ja takich sugestii, bo na hasło "czerwieni mocno" od razu nastawiam wyżej uszu i mi się "chciejka" włącza ;)

      Usuń
  13. glinki ghassoul nic nie przebije :) zdaje sie ze takie maseczki nie powinny zasychać na skorupę. ja swoją zawsze w trakcie sprysuje wodą

    OdpowiedzUsuń
  14. Błotniście!!!!!
    Uwielbiam takie kosmetyki - błotka, glinki!
    Teraz mam z Bingo SPA , też ciut piecze po nałożeniu

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam błoto, mam takie z Bingo Spa, też bez żadnych domieszek. Działa na moją skórę świetnie, zwęża pory, odkaża, rozświetla. Kosmetyk idealny :) I całkiem niedrogi, na szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zainspirowana Twoim wpisem dziś pobiegłam po błotko.

    Dlaczego?
    Bo w zeszłym roku (jak i planuję w przyszłym) byłam w Izraelu z czego 10/14 dni spędziłam co popołudnie na błotnistym wybrzeżu Morza Martwego ( a tak, są też niebłotniste, cholernie zaludnione plaże dla fanatyków czystego, białego, słonego piachu ).

    Opis i konsystencja wypisz, wymaluj jak z nad wody. Tylko, że akurat na wybrzeżu kamloty też się zdarzały.

    Nigdy nie miałam kontaktu z tego typu kosmetykiem i jestem pozytywnie zaskoczona, oczywiście jest zdecydowanie mniej "słone" i gryzące od tego prosto z wody, trochę bardziej płynne, i to, że zachowuje taką konsystencję świadczy, że są jakieś sprytne (chemiczne?) metody jej zachowania. Moje przywiezione prosto z Ziemi Świętej szybko wysychało, ale odrobina wody z kranu stawiała je na nogi.
    Pozdrawiam Cholerki ;)

    -------------------------------------------------------
    PS : założyłam dziś nowego bloga xD zapraszam : 3cwierci.blogspot.co

    OdpowiedzUsuń
  17. Wpisuje je sobie na listę. Strasznie tanie jak na taką ilość produktu :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Takie błotko to dla mnie nowość:)

    OdpowiedzUsuń
  19. na pewno wypróbuję!
    Uwielbiam tanie i dobre produkty

    martabeauty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Kupię sobie na pewno. Gdzieś tak w maju coby mieć czyste konto z maseczkami. A dziś właśnie znalazłam.. próbki? tegoż specyfiku w ross jedna sztuka 5.89zł. (po to tylko by wypróbować, czy na mnie działa, bo moja cera wybrzydza gorzej niż ja kiedy 5-latką byłam) Czyli sądząc po cenie (gdzie inne maseczki wahają się od 1.89zł do 2.89zł) MUSI być dobra :). Moje spostrzeżenia później (kiedy zareaguję na błotko) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bierz, próbuj, zobaczysz sama :)
      mi się puszka kończy [dopiero! a używam regularnie], i będę zamawiać kolejną, choć wierność produktów to nie moja cecha ;)
      właśnie "wywaliłam" sobie skórę jakimś zakażeniem i błotko plus multibiotyk w trzy dni poprawił mi jej stan do "nie wyglądam jak dojrzewający mutant" ;)

      Usuń

Śmiało, komentowanie nie gryzie ;) ja też ;)

Bardzo lubię i cenię każde słowo od Was, Wasze komentarze są dla mnie motorkiem napędowym :)

Staram się też odpowiadać na Wasze wpisy, pytania, i odwiedzać moich czytelników.

4cholery@gmail.com

Cholera Naczelna