niedziela, 14 kwietnia 2013

Dziś notka gościnna :) o kochankach Avokado rozmijających się w czasie :)

Jest nas cztery. Cztery Cholery. Plus oczywiście Władczyni Wszystkich Choler [no a jak!] ;)
Ale mamy też oczywiście grono znajomych, z którymi wymieniałyśmy się od dawna doświadczeniami kosmetycznymi.
I jedną z takich osób jest Pani G...

Pani G. jest osóbką bardzo zajętą, zawodowo piszącą, i nie lubiącą podejmować się projektów, których nie byłaby w stanie prowadzić rzetelnie z braku czasu, dlatego zgodziłam się, by swoje spostrzeżenia i doświadczenia publikowała gościnnie u nas :) Zwłaszcza, że jako osoba z problematyczną cerą, niesamowicie grubymi włosami i innym spojrzeniem na kosmetyczny świat, na pewno będzie mogła Wam przekazać sporo ciekawych spostrzeżeń na temat różnych różności :)

Tak więc kończę ten rozwlekły Introduce, oraz oddaję głos i miejsce...
Drogie Czytelniczki, zapraszam do lektury recenzji w wykonaniu:

 Pani G. :)

************************************************************

Mango po rozwodzie



Witam wszystkie Panie a może Panów również :) Wstrzeliłam się z gościnną notką, żeby
podzielić się moimi doświadczeniami. Jako istota dość zapracowana, korzystam z gościnności
i pośrednictwa moich ulubionych ‘Choler’ :)
Jak każda niewiasta, od czasu do czasu wyciągam łapki po różności kosmetyczne oferowane
w Biedronce. Tak też było w ubiegłym tygodniu. Moje oczy skierowały się na Peeling do
ciała z mango.
Uwielbiam gruboziarniste peelingi! Przezroczyste opakowanie „puchy”
dawało gwarancję, że to jest to. Łupinki orzecha włoskiego, czarna porzeczka, ekstrakt z
mango, kwasy Omega 6... tak, poczuję go solidnie na skórze :)
 

 Zawsze w przypadku nowych kosmetyków do pielęgnacji, mam ochotę wskoczyć pod
prysznic zaraz po zakupach. Krążyłam sobie więc całe popołudnie w okolicach łazienki i
kiedy tylko uporałam się z domowymi sprawami z radością zmyłam makijaż i wskoczyłam
pod shower! Przyznam szczerze, że zapach nie rzucił mnie na kolana. Coś mi w nim zupełnie
nie pasowało. Ale zawsze są dwa wyjścia:
-założyć, że zapach nie utrzyma się długo
-przekonać małżonka, żeby zaczął używać peelingu
Zdecydowałam się na wyjście numer jeden.



 

Efekt? Rewelacja! Przetrwałam ten zapach, grube ziarenka spełniły swoją funkcję- skóra
była delikatna i mięciutka... ale, ale... coś mi wpadło do głowy, i jaka mokra wypadłam spod
prysznica, tak zaczęłam grzebać w czeluściach łazienki. Zapach zaczął wydawać mi się jakiś
znajomy. Tak! Mniej-więcej 2 lata temu kupiłam w Biedronce rewelacyjne masło do ciała,
oczywiście to było MANGO! Znalazłam resztkę tego specyfiku, przechowywane na czarną
godzinę.


To był jeden z lepszych mazaków do ciała jakie miałam. Niestety borykam się z AZS i
czasami zaczynam przypominać salamandrę plamistą (Cholery mogą to potwierdzić) :)
„Mangowe” masło do ciała fenomenalnie nawilżało skórę na długi czas. Wchłaniało się dość
długo, jednak muszę zaznaczyć, że chodzi o efekt na ciele. Przez długi czas miałam wrażenie
świeżo balsamowanej skóry. Nie zostawiało jednak plam na ubraniach. Ponadto zawierało
połyskliwe drobinki i ciało szybciutko nabierało zdrowego wyglądu.



Daruję sobie szczegółowy opis składników, gdyż znajduje się na zdjęciach. A jako że
występuję gościnnie, a podczas pierwszej wizyty nie należy nadużywać gościnności
gospodarzy, przejdę do meritum :)

Strasznie żałuję, że „Mangowe” małżeństwo pojawiło się w Biedronce w tak dużym odstępie
czasu. Razem tworzą świetną parę. Cena za sztukę, jeśli dobrze pamiętam, oscylowała w
granicy 10-12 zł. Bardzo przystępnie. Będę trzymać cichutko kciuki, żeby Pan Peeling i Pani
Masłowa spotkali się kiedyś na jednej półce!

Pani G


Dopisek Cholery naczelnej: oczywiście system z automatu wstawia mój podpis, ale wpis autorstwa Pani G.

7 komentarzy:

  1. ja miałam wersje z borówką... podkreślam MIAŁAM bo wylądował odkręcony słoik na ziemi i ta oto peeling spłynął do czeluści odpływu prysznica.... jedyne co zdazyłam zauważyc - mega chemiczny zapach

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam ten peeling w rączkach. Ale jak dla meni w kosmetykach do ciała liczy się przede wszystkim zapach. Za skoro z tym u niego słabo, to chyba dobrze, ze się nie skusiłam. U mnie faworytem do peelingu jest oczywiście gruboziarnista Joanna truskawkowa! Od kilku lat jestem jej już wierna.

    OdpowiedzUsuń
  3. dla mnie zapach też jest ważny, ale zniosę wiele dla efektów ;) prezentowanego przez Panią G. nie miałam okazji macać, chyba to nadrobię przy najbliższej [bardzo bliskiej nawet :P] wizycie.
    a póki co, szukam nadal alternatywy dla mojej kwasowo-kawowej samoróbki, i niedługo pokażę Wam Bandi, który frakcję ścerną ma gęstą, co uwielbiam. w tym prezentowanym, na zdjęciu, wygląda mi ona jednak na średniej ilości w żelu...

    [hehehe, zabawnie tak komentować cudze posty na swoim blogu :D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wersję winogronową, ale jeszcze nie zdążyłam przetestować.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za miłe przyjęcie :) Od czasu do czasu będę coś bazgrolić. Pomysłów czeka już kilka w kolejce, niestety czasu brak.. Pozdrawiam
    Pani G

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kupiłam tego peelingu. Ale mam taki zapas w szafce (ohoho!), że zapewne, zanim skończę obecne opakowania, w Biedronce zdążą się pojawić inne tego typu specyfiki ;)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało, komentowanie nie gryzie ;) ja też ;)

Bardzo lubię i cenię każde słowo od Was, Wasze komentarze są dla mnie motorkiem napędowym :)

Staram się też odpowiadać na Wasze wpisy, pytania, i odwiedzać moich czytelników.

4cholery@gmail.com

Cholera Naczelna

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...