Eh, mam problem z gadatliwością i perfekcyjnością. Rozległość notek na niektóre tematy, które chcę dla Was opracować, nawet mnie samą dobija ;) staram się je skrócić, zanim zarzucę Was tymi potokami słów ;) Ale obiecałam sobie, ze postaram się wstawić notkę dziennie, z przewagą kosmetycznych, więc dziś coś, na co nie da rady się rozwlekać zanadto...
Chyba każdy, kto bywa w Biedronce miał tę saszetkę w dłoniach. Spory odsetek z Was ją kupiło :)
Cóż, my też :)
PUDER DO KĄPIELI - Body Club
producent: Marba, London, England
Wypróbowałyśmy Białe Kwiaty I Magnolia.
Lubię czystość i delikatność białych kwiatów. Ich nie przesadzoną słodycz. Uznałam, że zapach tego pudru również powinien taki być. A kierowałam się zapachem, bo nie wiedziałam, czy cokolwiek innego jest w stanie spełnić taka saszetka w naszej bardzo twardej wodzie.
Lubię czystość i delikatność białych kwiatów. Ich nie przesadzoną słodycz. Uznałam, że zapach tego pudru również powinien taki być. A kierowałam się zapachem, bo nie wiedziałam, czy cokolwiek innego jest w stanie spełnić taka saszetka w naszej bardzo twardej wodzie.
Jak zwykle zacznę od..
CENA: 1,99zł
Z jednej strony niziutka, z drugiej, jak przeliczyć, że saszetka jest na jedną kąpiel, to wcale nie ustępuje dobrym wyżej markowym proszkom, ale oczywiście wydatek dwóch złotych zawsze mniej boli przy kieszeni niż słoiczka za 20-30 na dłuższy czas ;)
OPAKOWANIE:
Jednorazowa saszetka z grubej folii o zawartości 75 g proszku. Niewiele można o niej napisać jako o opakowaniu, poza tym, że szata graficzna jest całkiem sympatyczna, dopasowana kolorystycznie do tematu zapachowego. W tym wypadku kwiatową zawartość obleczono w różowo-fioletowe florale. Gdybyśmy chcieli takie "cuś" sprezentować komuś, trzeba uważać podczas transportu, ponieważ szybko przestaje wyglądać estetycznie, ale na pewno jest szczelne i przechowywane w łazience nie pozwoli na zbrylenie zawartości. Klasyczne drobne nacięcia po bokach pozwalają sprawnie i szybko otworzyć woreczek nawet wilgotnymi dłońmi.
ORGANOLEPTYCZNIE:
Po rozerwaniu saszetki, pierwsze, co nas uderza, to baaardzo intensywny zapach. Przyjemny, faktycznie kwiatowy, bez nachalności nut chemii.
Wysypujemy na dłoń miły w dotyku, miałki piasek. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię takie coś w dotyku. Kojarzy mi się z tym prawdziwym, na najlepszych plażach, albo z... bazą ciasta piaskowego ;) Jest miękki, a do tego różowy :P
No, ale nie kupiliśmy tego produktu, bynajmniej, do budowania zamków czy babek w piaskownicy, więc wsypmy nasz nabytek do wody. Na początku nalewania jej do wanny, by mogła wytworzyć się obiecana 'aromatyczna piana'...
SKŁAD:
Hmmm... trudno mi się zdecydować, czy bogaty czy ubogi ;) Na pewno spora część z Was wykreśli go od ręki z powodu obecności SC i SLS na dwóch pierwszych pozycjach. Ponieważ ja wychodzę z założenia, że wychowałam się na chemii, którą dziś stosuje się jako pestycydy ;) , nie zrażam się taką zawartością, póki dana ilość nie podrażni mi skóry lub śluzówek, więc śmiało wrzuciłam różowy puder do mojej niebieskiej wanny i z ciekawością obserwowałam, czy w połączeniu zrobi mi się fioletowa, mleczna woda [mleko krowie na czwartej pozycji, więc poczujmy się jak Kleopatry] ;)
ORGANOLEPTYCZNIE:
Woda nie zrobiła się fioletowa, ani nie przejęła kolorku, chociaż u Was, na białej ceramice może być inaczej. Ja nawet włożyłam biały spodeczek, ale koloru nie odnotowałam nad nim.
Ilość na spodeczku to może połowa saszetki, resztę wsypałam bez ceregieli obok ;) |
Z zadowoleniem natomiast zauważyłam, że intensywny zapach wylazł z łazienki i spowił sobą całe mieszkanie, a woda zaczęła się pienić zgodnie z obietnicami producenta.
A właśnie! Obietnice producenta:
Nieco kłóci mi się "nawilża i odżywia" z "obficie spłukać", ale to widać skrzywienie po stosowaniu mnóstwa oliwek i innych mlek z serii "kuchnia w łazience".
DZIAŁANIE:
Wchodzimy do pachnącej wody z delikatną pianą i... po paru ruchach wodą ta znika... hmm... miała być kąpiel w aromatycznej piance, więc liczyłam na to, że przynajmniej utrzyma się parę minut.. buuu... ;)
Ale to, co na pewno rzuciło mi się na skórę, to fakt, że moja PRZERAŻAJĄCO twarda woda, była dla odmiany mięciutka i miła dla skóry. Plus jak diabli w mojej łazience. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy nie wsypywać tego do pralki ;)
Po dłuższej kąpieli szybkie spłukanie i rezygnacja z balsamu. Ciekawe, czy tak miękkość skóry się utrzyma?
Nie utrzymała się za długo, chociaż normalnie po kąpieli w mojej wodzie bez takich środków, moje nogi w max 20 minut przypominają strukturą Saharę, więc znów plusik, tym razem zajęło im więcej czasu "dojście do suchej normy" ;) Zapach na skórze utrzymywał się nawet ciekawie, godzinę później wciąż mogłam wyczuć delikatną nutkę po "wwąchaniu się" w nią.
Moim, a nawet naszym, zdaniem, bez szału, ale jak na drobiazg za dwa zeta na paragonie, to pewnie jeszcze kiedyś przytargamy do domu ;)
Ocena? 3-4/5
3 za działanie długo- a raczej krótkoterminowe, a 4 za cenę na kasie, i jak na taki wydatek, naprawdę przyzwoite efekty i niesamowite zmiękczenie wody.
Ogólnie, polecamy :)
A jak Wasze doświadczenia z tym proszkiem? Który zapach lubicie najbardziej? :)
Cholera Naczelna
ps.: właśnie znalazłam tę notkę w wersjach roboczych.. grrr... wybaczcie opóźnienie...
ps.: właśnie znalazłam tę notkę w wersjach roboczych.. grrr... wybaczcie opóźnienie...
Lubię takie cuda do kąpieli;-)
OdpowiedzUsuńTo koniecznie spróbuj jeszcze tropikalnego. Wczoraj najmłodsza Cholera go użyła i caaały dom paaachniał nieziemsko! :)
Usuń